Wakacyjna fotorelacja z Krakowa – dostępna na moim Facebooku… Byłam na rynku, to taka klasyka… Jednak, przy okazji natrafiłam nawet na pocztowy dyliżans – na panoramicznej fotografii widać. W Muzeum Narodowym – między innymi były takie bociany na płótnie (obrazek poglądowy z Internetów). Na żywo wyglądało to jeszcze lepiej. Z zaciekawieniem słucham jak turyści w muzeum (Azjaci) pytali przewodnika, o symbolikę różnych obrazów – mitologia chrześcijańska, można to tak nazwać.
Przed sukiennicami trafiłam do restauracji, gdzie miałam okazję spróbować mega pikantnego sosu (pyszne było). Jeśli Justa mówi, że coś jest pikantne, to jest… Polecam restauracja „Loża”, powinni jeszcze dodać „wesołków”, za miłe wspomnienie tłumaczenia cudzoziemcom, co to jest jajecznica czyli „polski przysmak”. Fajny klimat. Hiszpanów nie dało się nie zauważyć. W pozytywnym sensie. Niedaleko restauracji, trafiłam słynną „Piwnicę Pod Baranami”,a potem jeszcze do nowego parku im. poetki Wisławy Szymborskiej. Na jednej ze ścian kamiennicy był mural nawiązujący do jednego z jej wierszy – „Nic dwa razy” z wielkim kotem. Tej morał z kotem, cudnie. Akurat dzisiaj „Dzień Kota”.
Po drodze była jeszcze galeria ze sklepikiem z grafikami Pana Pana Andrzeja Mleczko. Rysunki miały też tłumaczenia na angielski. Szkoda tylko, że nie było w ofercie grafik nawiązującej do obecnej olimpiady w Paryżu… Oj szkoda.
Wycieczka byłaby na 100% udana, gdyby nie jeden drobny nieasymilujący się szczegół. Kto mnie zna to już wie, kogo zauważyłam dopiero z pół metra i skamieniałam, jak do mnie dotarło. Pewnie oczekiwała, że to ja szybciej się zreflektuję i wzorem reszty niewiernych (dowolne przekleństwo) wcześniej pozwolę jej przejść… Jej niedoczekanie, zwłaszcza jak zobaczyłam, faceta obok niej z wielkimi słuchawkami do słuchania muzyki. Islam zakazuje słuchania muzyki, a widać, on jakoś łamie te chore zakazy, a jednocześnie nadal zmusza innego człowieka do chodzenia bez twarzy… Jak doszło do nich, że im nie ustąpię, ryzykując spotkanie ze ścianą, a zależało mi trafić na Stare Miasto bez urazów, poszli gdzie indziej. Żadnego „sorry, ani pardon”, ani tym bardziej polskiego „przepraszam”. Na szczęście w innych miejscach, gdzie człowiek miał do czynienia z naszą „haram” kulturą, ich nie było. Wyjaśnienia dlaczego tak mogło być, pisałam na mojej stronie, podając pewien artykuł… Tutaj na foto, zamieszczam tylko fajne wspomnienia!