Zagadka kulturowa… Wczoraj w Krakowie widziałam śniadego mężczyznę z wielkimi słuchawkami (nie nauszniki, bo śniegu nie było) w towarzystwie kobiety bez twarzy, która oczywiście nie miała takich słuchawek. Islam zabrania słuchania muzyki – podobnie jak rysowania – to kolejny zakaz dla kobiet, jak widać. Niby panów też dotyczy, ale jak zwykle, nie koniecznie, to kobiety mają być posłuszne i nie zadowalające pytań.
Ludzie, którym stwórca zabrania być artystami, mają inne sposoby na odreagowywanie – czasem zamieniają się w bestie. Czego ten wariat w UK chciał od tych dzieci ze szkoły tańca? Islam zabrania mu tańczyć, to od razu ma usprawiedliwienie czyli wymóg zabójstwa dzieciaków? Chora religia. Brytyjczycy mają dość. Obyśmy nie byli kolejni…
W nawiązaniu do tematu, taki artykuł do posłuchania ku ostrzeżeniu. Polska Tatarka opowiada o tym jak przeszła na salafizm (europejski odpowiednik sunnickiego wahabizmu z Arabii Saudyjskiej – czyli Ci najgorsi ter…). Ten odłam islamu (pogarda dla demokracji, praw człowieka) reprezentowany jest przez kobiety, które zasłaniają swoje twarze – te tak zwane buki, parafrazując animację o Muminkach.
Tamara – bohaterka z tego artykułu, zabroniła córce uczęszczać do publicznej szkoły (edukacja zdalna), bo jeszcze ona zechciałaby chodzić na lekcję muzyki, plastyki, a co gorsza dowiedziałaby się o istnieniu takich ludzi, którymi prawdziwi muzułmanie się brzydzą (homoseksualiści i osoby z niepełnosprawnościami). Wiem, znów jest emocjonalnie, ale wczoraj mało brakowało, a znów islamska niewolnica na mnie by wpadła. Na szczęście do muzeum z wielkimi obrazami z dawnej Polski (sejm Bociani – cudowny) , ani do satyrycznej galerii z rysunkami Pana Mleczki (Rysunki: Czy Bóg ma poczucie humoru? może by ją to oświeciło), jakoś ją nie ciągało. A przed starówką, grała piekielna katarynka… Muzyka! Muzyka jest haram czyli grzech, podobnie jak zjadanie… krewetek! To mnie swoją głupotą… zaskoczyli. Krewetki są super, nie znają się. Zero radości z życia…
Odgradzają się od nas niewolniczymi zasłonami (kobiety w nikabach), a potem wielki dziw, że ludzie fobie mają… Byłoby inaczej, ale skoro nie ma NEUTRALNEGO tematu (kuchnia, muzyka, kino, teatr, rysunek, dobra literatura – to haram czyli zabronione), to jak się z nimi dogadać? Po co one jeżdżą do Krakowa, skoro nie mogą iść do kina, ani na koncert, ani do muzeum, ani do restauracji na rynku… chyba tylko po to, żeby gołębie karmić? Oriana Fallaci znów miała rację, tym razem, sytuacja z UK i (jak na razie drobne) kłopoty u Nas… Niestety.
Żeby nie było, że to tylko zwyczajna ksenofobia – jakoś z innymi cudzoziemcami pośmiałam się, wymieniając z kilka zdań i jeszcze mając przysłowiowego banana na twarzy widząc żywiołowe reakcje Hiszpanów na rynku. Tylko czemu znów mam obawy, co do Muzułmanek, obok, których nikt nie chciał siedzieć w cieniu pod drzewem, to tylko ja mam obiekcje? CIEKAWE. Chyba nie tylko ja się ich bałam. Najbardziej żal mi było jednej dziewczynki w różowej sukience, która okazała się córką, jednej z islamskich kobiet. Chyba chciała coś zjeść, bo zaczepiała kelnera i wołała mamę? Chyba tak, zachowywałoby się dziecko, w naszej kulturze? Dziewczynka miała jeszcze kucyki, jeszcze nie zakryta niewolniczą chustą… Matka zamówiła coś, oczywiście, że nie bo haram… Szkoda, że nikt jej do torby nie wrzucił chrupek o smaku bekonu… – choćby na rysunku, taka scena na pocieszenie, byłaby dobra jako pointa.